Henryk Krzyżan napisał(a):
Sugerujesz, że oni wszyscy skończyli w piecu?
Broń boże, chodzi, mi o to, że niektórzy ginęli , a tym samym nie można było spisać ich aktu zgonu. Chyba, że po 10-ciu latach.
Cytuję:
"Pawełkiewicz zniknął jak kamfora po libacji urządzonej przez Hejmanowskiego. Nie było żadnych śladów zbrodni, więc policja nawet nie podjęła śledztwa"
"Nie ma ciała, nie ma zbrodni" – zdecydowali członkowie najwyższego trybunału"
"Wiedząc, że o formalny rozwód będzie bardzo trudno, postanowił pozbyć się własnej chorej żony. Udusił niczego niespodziewającą się kobiecinę, a następnie z pomocą swojej kochanki i jej brata wyniósł zwłoki nad rzekę. Tam ułożył trupa w sposób, który uniemożliwił ustalenie przyczyny śmierci (z głową zanurzoną w wodzie; komisja lekarska nie była w stanie stwierdzić, czy doszło do zabójstwa, czy samobójstwa".
"Na policję zgłosiła się niejaka Kowalska, by donieść, że przed dziesięciu laty jej mąż zamordował swoją pierwszą żonę"
"Powiedział, że kochanka zastrzeliła w jego mieszkaniu swego męża, a on wyniósł zwłoki do kotłowni i tam spalił je w piecu".